Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

NORBERT. Jeśli wybiorę drogę tę, czyż zgoda?
To nie ma droga! Więcej prawdzie ufam!
A jeśli nie chcesz prawdy, juścić chyba
I to, co powiem, zbytnim nie jest fałszem.
Zostaniesz tutaj?...

KONSTANCYA. O serce najdroższe!
Jakżeż ja ciebie kochałam! Więc teraz
Moją wybierasz drogę? Jesteś moim
Teraz ministrem, jak jej byłeś przedtem,
Myśl wykonujesz moją, plan mój słaby
W dzieło przemieniasz silne i skuteczne?
Pomnij: zawdzięczam tej zwiędłej kobiecie
Wszystko — me życie, szczęście, ciebie! Pomóż,
Bym się jej mogła odpłacić! Na swojem
Chcesz się opierać prawie i zabierasz
Z sobą mą różę, me ręce, me serce?
Twe prawo mojem, moje li masz prawo!

NORBERT. Pozostań tutaj... Jak ty znasz mnie!

KONSTANCYA. Przecież — —


(Norbert wyrywa się z jej objęć; ona pozostaje. Z wnętrza dolatują dźwięki muzyki tanecznej. Wchodzi KRÓLOWA.)


KRÓLOWA. Konstancyo! Tutaj — tak, jak on powiedział...
Mów, czy to prawda? Powiedz bez ogródki!

KONSTANCYA. Prawda.