Ze mnie bierz przykład, nigdy nie łudź siebie,
Miłości żądaj, miłością obdarzaj,
Bo wszystko inne jest fałszem. Konstancyo,
Jak ja cię kocham!...
KONSTANCYA. I ja ciebie kocham!
KRÓLOWA. Wiem, za twą sprawą tak się wszystko stało...
Pragnęłam serce swe ogrzać, gdy wszystkie
Ślady miłości zamierać się zdały,
I wnet do serca przytuliłam ciebie...
Twa młodość świeża — taką miałam wiarę —
To starzejące rozgrzeje mi serce.
O, stara jestem — — nie?! O nie, to prawda
I prawdą musi pozostać!...
KONSTANCYA. Opowiedz,
Niech ja rozsądzę, prawda to czy kłamstwo.
KRÓLOWA. Lękam się ciebie! Powiedz, patrząc na mnie:
„Stara, bez wdzięku, mężczyznom potrzeba
Wdzięku!“ To klątwa moja! Ja-ć to czuję!
KONSTANCYA. O bądź spokojna! — — — teraz, mówisz Pani,
Nie jesteś pewna?...
KRÓLOWA. Zbliżył się, Konstancyo —
Cóż w tem dziwnego? — — czyliż nie widziałam,
Jak się mężczyźni zbliżali, by odejść?
Przelotne k’niemu rzuciłam spojrzenie
Z mojego tronu, gdziem jak marmur stała.
Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.