Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

NORBERT. Konstancyo!

KONSTANCYA. Jam cała twoja!... Znam-ci może skąpszą
Drogę dawania, ale rozsądniejszą:
Z myślą, że daję cały skarb, mogłabym
Grosz ci po groszu rzucać — jakby każdy
Grosz był już wszystkiem i jakby ta hojność,
Coraz to większa, mogła wszelką tłumić
Rozpacz — i zmusić ciebie, byś przyjmował,
Póki się nasze nie wyczerpią role —
Moja dająca i twoja biorąca,
Póki nie zamrze nasza zobopólna
Radość... Czyż droga ta jest rozsądniejsza?
Wybieram prostszą, dając ci od razu
Wszystko. A teraz wiedz, czemu masz ufać!
Używaj skarbu tego, nadużywaj,
Lecz nie myśl potem: „gdybym to był wiedział,
Jak mnie kochała i jaki posiadłem
Wielki dobytek, byłbym był szczęśliwy!“
To twe bogactwo. Daję ci się cała —

NORBERT. Biorę-ć i Bogu dziękuję...

KONSTANCYA. Zwróć oczy
W przyszłość. Nie będzie nigdy dnia całunków!
Takich, jak dzisiaj, lub ziemia przestanie
Być ziemią.

NORBERT. Z żarem tego dnia przejdziemy
Przez lata chłodu.