Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

Lichszych przepiękny! — szumne tańczą gracje,
Z serdecznym śmiechem oklaskując dzieło
Tak się mój tryumf będzie wciąż odnawiał,
Coraz to wyżej cel mój zmierzać będzie,
Coraz to szybciej — — —

KONSTANCYA. I z moją pomocą?

NORBERT. Tak!...

(Uścisk wzajemny. Podczas tego wchodzi królowa.)


KONSTANCYA. Sza! królowa!... Skończyłam swą rolę!
Widzisz więc waszmość, jak wielce na miejscu
Jest twoja wdzięczność! Co prawda, to widzisz
Nieco za późno. Zacznij więc i skończ waść
Jako najprędzej! Co jest pocałunek?

NORBERT. Konstancyo!

KONSTANCYA. Mamże uczyć was na nowo?
Swiadków wam trzeba dla waszej tępości?
Cóżem wam rzekła temu dziesięć minut?
A więc powtórzę: Pewien młody człowiek,
Który wielkiego, tak, jak waść, dokonał
Dzieła, miłością spłonął ku kobiecie,
Tak beznadziejnie wysoko stojącej
Nad nim, że sama o tem myśl, jak mówi,
Zdolna o szał go przyprawić; lecz, mądry,
Umiał-ci w pewnej, jak ja, pospolitej,