Nie do nas idą... Precz stąd uciekają,
Niechętni dla nas pracownicy.
PIERWSZY KUPIEC. Zaraz
Ja ich przywołam.
Chodź tu, wodny ludku,
Elementarne chodźcie tu zastępy,
Porzućcie fale nabrzmiałe — niech surmy
Wzdętych bałwanów grają sobie samym —
Zrzućcie z swych włosów te morskie oploty
I chodźcie do nas.
Słyszę jakieś szumy,
Jak bicie wałów o dalekie brzegi —
Teraz bogunki, niby wiry świetlne,
Zaroiły się po ścieżkach dąbrownych.
Trawy i liście chylą się przed niemi,
A owo wielkie i powiędłe dęby
Z stóp ich sunących pieszczą się szelestem.
DRUGI KUPIEC. Prosta jest dusza tych stworzeń zielonych —
Ni dla aniołów ona ani dla nas;
Z śmiechem się budząc z topielnej pościeli,
Ni ku dobremu wstają ani złemu.
CHOCHLIK. Niechętnie idziem, bo ta, której złoto
Mamy do leśnej unosić chałupy,
Droga jest wielce naszemu plemieniu.