Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Czas — oni w dalsze odejdą komnaty.
Przywołaj teraz strzygi i upiory.

DRUGI KUPIEC podchodzi do okna.
Niema... Zmęczone... Pierzchły... Pracownicy
Są nam niechętni.

PIERWSZY KUPIEC. Zaraz ich tu ściągnę.

(Woła przez okno.)

Chodźcie tu, dusze potępionych ludzi,
Co w śnie pijanym zmarli, co zginęli
Jeden od ręki drugiego, dziś dla nas
Wyhandlowani przez Szemusa Ruę.
Do nas tu, do nas chodźcie wszystkie strzygi,
Gorzko swych własnych żałujące grzechów,
Zaklęte w zwierząt i gadów postacie —
Wy z żądz piętnami na obliczach, do nas
Chodźcie, upiory, rzućcie rokiciną
Zarosłe bagna i grzązkie wądolce —
Wy, błędne ognie, coście ongi były
Duszami ludzi, a dzisiaj jesteście
Nędzą znikomą...

DRUGI KUPIEC. Nie chcą iść.

PIERWSZY KUPIEC czyni znak w powietrzu. Upiory
I strzygi, chodźcie!

DRUGI KUPIEC. Słyszę, jakby szelest
Rozkołysanych burzą trzcin... Upiory