— Nie mam powodu — odrzekł Enfield taić przed tobą, że je znam. Człowiek ten nazywa się Hyde.
— Hm — odparł Utterson — jakże on mniej więcej wygląda?
— Trudno go opisać. W całej istocie jego coś nie jest w porządku; ma on w sobie coś nieprzyjemnego, ba — wprost wstrętnego. Nigdy jeszcze nie spotkałem człowieka tak mi niesympatycznego, a sam nie wiem naprawdę z jakiego to powodu. Prawdopodobnie ciało jego musi mieć jakieś wady, wyczuwa się wyraźnie jakąś anomalję, jakiego zaś ona rodzaju, tego wydostać nie mogłem. Wygląda on pod pewnym względem „inaczej“, a jednak nie potrafiłbym nic nadzwyczajnego bliżej określić.. Absolutnie nie jestem w stanie go opisać. Ale to bynajmniej nie wina mojej pamięci, bo wierzaj mi, że widzę go w tej chwili najwyraźniej przed sobą.
Utterson uszedł kawał drogi w milczeniu i widocznem zamyśleniu.
— Ale to wiesz napewno — odezwał się w końcu — że miał klucz przy sobie?
— Ależ, mój drogi... — zawołał Enfield mocno zdziwiony.
— Już dobrze — rzekł Utterson. — Pojmuję, że ci się pytanie moje dziwnem wydaje. A teraz powiem
Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/17
Ta strona została przepisana.