z domu, by udać się na Cavendish-Square, przybytku wiedzy medycznej, gdzie mieszkał przyjaciel jego: wielki Dr. Lanyon.
— Jeżeli kto, to z pewnością Lanyon coś będzie wiedział — pomyślał.
Ceremonjalny portjer znał go i ukłonił mu się nisko. Nie potrzebował wcale czekać, gdyż w tej chwili zaprowadzono go wprost do jadalni, gdzie Dr. Lanyon siedział sam przy flaszce wina. Był to serdeczny, zdrowy, elegancki pan o czerwonych policzkach i przedwcześnie posiwiałych włosach, pełny temperamentu i zdecydowany w całej swej istocie. Ujrzawszy Uttersona, zerwał się z krzesła i powitał go, ściskając mu dłoń obiema rękami. Ta serdeczność, jak wogóle całe zachowanie się D-ra Lanyona, miały na pozór coś teatralnego, wynikały wszelako z szczerych uczuć. Obaj byli bowiem starymi przyjaciółmi, kamratami jeszcze z ławy szkolnej i z uniwersytetu, obaj byli pełni wzajemnego szacunku, a, co nie zawsze z tego wynika, znosili się doskonale, kiedy się z sobą schodzili.
Po krótkiej rozmowie o tysiącu rzeczy, adwokat począł mówić na temat, który w tak nieprzyjemny sposób myśli jego zaprzątał.
— Sądzę — rzekł — że my dwaj musimy chyba być najstarszymi wśród przyjaciół Henryego Jekylla!
Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/21
Ta strona została przepisana.