Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/43

Ta strona została przepisana.

— Nie chcę nic mówić, zanim nie zobaczę ciała biednej ofiary — rzekł do funkcjonarjusza policji. — To będzie, zdaje mi się, bardzo przykra sprawa. Czy chciałby pan zaczekać, aż się ubiorę? — I z tą samą posępną miną spożył szybko śniadanie i udał się do cyrkułu policyjnego, gdzie już leżało ciało zamordowanego. Ledwie je ujrzał, kiwnął potwierdzająco głową i rzekł:


...z prawdziwie małpią zwinnością począł tratować po ciele starca...

— Tak, poznaję go. To strasznie smutne, ale mamy tu przed sobą sir Danversa Karewa.
— O Boże! — zawołał urzędnik — czyż to możliwe? — I w oczach jego zabłysła w następnej chwili ambicja zawodowa. — Będzie to niebylejaka sprawa! — rzekł. — A czy nie mógłby pan nam pomóc w odszukaniu zbrodniarza? —