Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/52

Ta strona została przepisana.

przyjaciela był dla niego zupełną niespodzianką, ale jednocześnie sprawiał mu ulgę.
— Hm — rzekł wreszcie — pokaż mi ten list!
Pismo listu było dziwnie strome i nosiło podpis „Edward Hyde“. Treść zaś była krótka: doktór Jekyll, któremu piszący w tak haniebny sposób odpłacił za doznane dobrodziejstwa, nie powinien się niepokoić co do jego bezpieczeństwa, gdyż ucieczka została w ten sposób przygotowana, że udać się musi. List podobał się Uttersonowi, rzucał bowiem na tę przyjaźń lepsze światło, niż adwokat przypuszczał. Utterson robił sobie teraz wyrzuty z powodu swej dotychczasowej podejrzliwości.
— A czy masz także kopertę? — zapytał.
— Spaliłem ją, zanim jeszcze list przeczytałem. Ale nie było na niej znaczka pocztowego. List został mi doręczony przez posłańca.
— Czy mam list zatrzymać u siebie i zastanowić się nad nim do jutra? — zapytał Utterson.
— Pragnąłbym, byś zamiast mnie samego sprawę rozstrzygnął — brzmiała odpowiedź. — Straciłem bowiem do siebie samego zaufanie.
— Dobrze, zastanowię się nad tą sprawą — odrzekł adwokat. — A teraz jeszcze jedno słowo: więc to Hyde podyktował w twym testamencie ten ustęp, dotyczący „zniknięcia“ twego?