Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/77

Ta strona została przepisana.

— Wydawał mi się rzeczywiście zmieniony — odparł adwokat; był wprawdzie całkiem blady, ale mimoto spojrzał najspokojniej w oczy służącego.


— Panie mecenasie — rzekł służący — czy to był głos mojego pana?

— Zmieniony? Hm, to za mało! Od dwudziestu lat jestem tutaj w służbie i niemiałbym znać głosu mego pana? Nie, panie Utterson, pan mój został zamordowany i usunięty przed tygodniem, wtedy, kiedyśmy słyszeli jak głośno błagał Boga o pomoc. To zaś, co tam zamiast mego pana zostało i dlaczego zostało, znane jest tylko Panu Bogu w niebie, panie Utterson.
— To bardzo dziwna historja, Poole, wprost niezrozumiała rzecz — odparł Utterson i począł gryźć