Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/82

Ta strona została przepisana.

wierzę święcie, ze tam popełnione zostało morderstwo.
— Poole, odparł mecenas, — skoro to powiadasz, obowiązkiem moim będzie stwierdzić stan rzeczy. Pomimo, iż pragnąłbym uszanować spokój doktora i, pomimo, że ta kartka dużo daje mi do myślenia, ponieważ przemawia zatem, że doktór jeszcze żyje, uważam jednak za swój obowiązek, drzwi do jego gabinetu gwałtem otworzyć.
— O, panie Utterson, nareszcie zbawienne słowo! — zawołał służący.
— Ale teraz pytanie najważniejsze, — dodał Utterson, — kto drzwi wyważy?
— Pan mecenas i ja, — brzmiała nieustraszona odpowiedź.
— To było pięknie powiedziane, — odrzekł mecenas — i jakikolwiek by też sprawa wzięła obrót, rzeczą moją będzie dbać o to, byś ty, Poole, żadnych przez nią nie poniósł szkód.
— W laboratorjum znajduje się siekiera, — ciągnął Poole dalej — a pan mecenas mógłby uzbroić się w osękę kuchenną.
Mecenas podniósł to narzędzie i rzekł z powagą i naciskiem do służącego:
— Czy zdajesz sobie sprawę, Poole, że obaj podejmujemy się czegoś, co połączone jest dla nas z pewnem niebezpieczeństwem?