Harry nakoniec wyrwał się z salono. Biegnąc po schodach na górę, słyszał podniesiony głos jenerała, dekłamującego z patosem, cienkie tony lady Vandeleur, odpierającej każdy zarzut lodowatemi replikami. Podziwiał ją z całej duszy! Jak zręcznie dała wymijającą odpowiedź na indagacje! Z jaką pewną siebie bezczelnością powtarzała zlecenie pod strzałami nieprzyjaciela! A z drugiej strony, — jak Harry nienawidził jej męża!
We wszystkiem tem nie było nic dziwnego: spełniał on zawsze dla lady Vandeleur misje sekretne, mające związek z modniarstwem. Bezgraniczne wybryki i niewiadome zobowiązania lady dawno pochłonęły jej własną fortunę, a fortunie jej męża z dnia na dzień groziły podobną ruiną. Raz czy dwa do roku skandal wydawał się rzeczą nieuchronną. Harry dreptał wtedy po sklepach dostawców i płacąc małe zaliczki na poczet wielkich rachunków, zręcznie kłamiąc, zyskiwał zwłokę i lady z wiernym sekretarzem mogli swobodnie odetchnąć. Harry duszą i sercem sprzyjał tej wojnie, bo nie tylko uwielbiał lady Vandeleur i bał się jej męża, lecz także doskonale rozumiał jej umiłowanie zbytku, gdyż i jego jedyną słabostką był krawiec.
Znalazł pudełko w miejscu oznaczonem, poprawił starannie krawat i opuścił dom. Słońce jasno świeciło. Miał do przebycia daleką drogę i przypomniał sobie z przerażeniem, ze nagłe wtargnięcie jenerała nie pozwoliło lady Vandeleur dać mu pieniądze na dorożkę. Dzień tak duszny męczył go niepomiernie. Prócz tego chodzić po Londynie z pudełkiem w ręku, było to upokorzenie nieznośne dla młodzieńca tego pokroju. Zatrzymał się i naradził sam ze sobą. Vandeleurowie mieszkali na Eaton Plece, on zaś miał się dostać w okolice Notting
Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/12
Ta strona została skorygowana.