Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/120

Ta strona została przepisana.

domość niejasna. Kontrolerzy, sprawdzający sumę upadłości i rachunki bankruta, znaleźli wśród nich tysiączną kwotę, która przez pewien czas figurowała w obrotach domu Huddlestone. Niewiadome było pochodzenie tej sumy i w tajemniczy sposób znikła ona z rachunku. Raz tylko była oznaczona literami „X. X.“, ujawniła się zaś w obrocie dopiero w okresie wielkiej depresji finansowej bankiera przed sześciu laty. Za właściciela tej sumy uważano pewnego członka królewskiego domu i krążyły o tem mętne pogłoski. „Ten tchórz i desperat“ — tak tytułował go dziennik — uciekł podobno z większą częścią tej sumy i ma ją przy sobie.
Rozmyślałem nad temi faktami i nad tajemniczem niebezpieczeństwem, grożącem bankierowi, gdy człowiek jakiś wszedł do oberży i zażądał chleba i sera, mówiąc silnie cudzoziemskim akcentem.
— Siete Italiano? — zapytałem.
— Si, Signore, — brzmiała odpowiedź.
Zauważyłem, że to rzecz niezwykła znaleźć południowca tak daleko na północy. Zazwyczaj żaden z nich tu nie dociera. Na to Włoch odpowiedział, że każdy szuka roboty, gdzie może. Zastanowiło mnie, co za robotę mógł znaleźć w oddalonej wioseczce rybackiej. Niemile uderzony tem spotkaniem, zapytałem się gospodarza oberży gdy mi wydawał resztę, czy widział kiedy Włochów w tej wioseczce. Odrzekł mi, że gościli tu kiedyś rozbitkowie z Norwegji.
— Nie, — rzekłem, — ale czy był tu kiedy Włoch, podobny do człowieka, który, kupił w tej chwili chleb i ser?
— Co? — zawołał tamtem, — ten czarny drab z wyszczerzonemi zębami? Pierwszy raz w życiu widzę takiego i zapewne ostatni!