Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/143

Ta strona została przepisana.

— Też mi ślimak, do czarta! — rzekł Northmour. — Słuchajcie!
Ten sam dźwięk powtórzył się dwukrotnie, z przerwami, poczem straszliwy głos wykrzyknął przez otwory żaluzji włoskie słowo: — Traditore!
P. Huddlestone wyciągnął głowę, powieki jego zadrgały i zwalił się bez czucia na podłogę obok stołu. Narthmour i ja pobiegliśmy do zbrojowni i porwaliśmy ze strzelby. Klara zerwała się na nogi i trzymała się za gardło.
Staliśmy tak w oczekiwaniu napadu. Ale upływały chwile, a nie słychać było nic, prócz szumu morza.
— Prędko, — rzekł Northmour, — na górę z nimi, zanim tamci przyjdą!

ROZDZIAŁ VIII
Śmierć bankiera

Z trudnością zawlekliśmy na górę Bernarda Huddlestone i położyliśmy go na łóżku w sypialni „Mego wuja“. Przez cały ten czas, chociaż go ciągnęliśmy i szarpaliśmy, jak toboł, nie dał znaku życia i nawet, gdyśmy go rzucili na łóżko, nie ruszył ani palcem. Córka rozpięła mu koszulę i zwilżyła głowę i pierś, my zaś pobiegliśmy do okien. Na dworze wciąż było pogodnie; księżyc w pełni już zaszedł i jasno oświetlał wydmy. Ale chociaż wytężaliśmy wzrok, nie dostrzegaliśmy nikogo. Kilku ciemnych plam na nierównej przestrzeni nie można