światem zewnętrznym. I kiedy mr. Rolles spotkał sekretarza jenerała Vandeleur, obdartego i pokrwawionego, w towarzystwie swego gospodarza; kiedy ujrzał, jak obaj zmienili się na twarzy i dawali mu wymijające odpowiedzi, a zwłaszcza, gdy sekretarz zaprzeczył swej tożsamości z miną zupełnie pewną siebie, wtedy momentalnie zapomniał o Ojcach i Świętych. Dał się unieść zwykłej poziomej ciekawości.
— Nie mylę się — rozważał, — to jest niewątpliwie mr. Hartley. Jak mógł popaść w takie tarapaty? Dlaczego nie przyznaje się do swego nazwiska? I co może mieć za interesy z tym brutalem, z tym czarnym charakterem — moim gospodarzem?
Nowy szczegół zwrócił jego uwagę, przerywając mu medytację. Twarz mr. Raburn’a ukazała się w oknie na dole, oczy jego napotkały wzrok mr. Rolles’a. Ogrodnik zmieszał się i gwałtownie zapuścił firankę.
Może to wszystko i w porządku — rozmyślał mr. Rolles, — może nic w tem niema, ale przyznaję szczerze, że mi się to wydaje podejrzanem.
Tych dwoje, nie budzi zaufania, i boją się wzroku ludzkiego — i, jak mi Bóg miły, knują tam coś, jakąś niegodziwość.
Detektyw, drzemiący w każdym z nas, obudził się i głośno przemówił w mr. Rolles’ie. Szybkim, nierównym krokiem, tak niepodobnym do jego zwykłego chodu, zaczął przechadzać się po ogrodzie. Kiedy przyszedł na miejsce, gdzie Harry przesadził mur, wpadły mu w oczy połamane krzaki i ślady nóg na ziemi. Dokoła leżały szczątki cegieł, a w odłamku butelki tkwił kawałek tkaniny, wyrwany ze spodni. A więc taką drogę do ogrodu obrał osobliwy przyjaciel mr. Racburn! A więc sekretarz je-
Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/34
Ta strona została przepisana.