Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Księżna wesoło podbiegła do okna, aby wyjrzeć na ogród. W chwilę później szambelan zaanonsował barona, który zdziwiony tem niezwykłem wezwaniem, wszedł ze zmienioną cerą i groźnie przerażonemi oczyma.
Serafina odwróciła się od okna z perłowym uśmiechem na różanych ustach; oprócz lekkich rumieńców, nic w niej nie zdradzało pomieszania. Otton stał blady, ale spokojny zupełnie i panujący nad sobą.
— Bądź łaskaw, panie baronie Gondremark, odprowadzić księżnę do jej apartamentu — przemówił z wymierzoną grzecznością.
Baron, nic nie rozumiejąc, podał rękę Serafinie, która ją przyjęła z rozkosznym uśmiechem, i zniknęli oboje w galeryi obrazów.
Pozostawszy sam, Otton dopiero ocenił całe znaczenie swojej fatalnej porażki; dopiero spostrzegł, jak dalece wprost przeciwnym był rezultat jego usiłowania od tego, jaki osiągnąć zamierzał, — i był zdumiony. Fiasco tak absolutne, tak kompletne — było wprost śmiesznem, nawet w jego własnych oczach... I zaczął śmiać się głośno, najgłośniej ze swego gniewu.
Ale po tym wybuchu wesołości nastąpił okres gryzącej goryczy, ciężkich wyrzutów, przeciw sobie skierowanych... A kiedy wspomniał dumę Serafiny, jej słowa wyzywające, wzgardliwe, gniew zawrzał w nim z kolei. Tak szarpany zmiennemi uczuciami, to ubolewał nad brakiem krwi zimnej, którym zniweczył najlepsze zamiary, to zapalał się szlachetnem oburzeniem, to rozżalał nad samym sobą.
I biegał po pokoju, niby tygrys w klatce. I on mógł być niebezpiecznym i groźnym chwilami, jak broń nabita przed wystrzałem. Potem można ją odrzucić na stronę.
Ale w tej chwili książę był bronią nabitą, kiedy drąc chustkę, wielkimi krokami przebiegał pokój; jego rozstrojone nerwy drżały z wysilonego natężenia, jak struny, gotowe pęknąć za lada dotknięciem. A najdotkliwszem było uczucie