medal. Ja miałbym stać po stronie księcia? Jestem za Gondremarkiem i wolnością.
— Dobrze, dobrze, rozumiem. Gdyby ci kto inny śmiał to wszystko powiedzieć, coś naplótł przed chwilą, zabiłbyś go na miejscu. Wiesz o tem wybornie.
— A ty myślisz tylko o nim! Czysty obłęd. Patrz, patrz! Tam, tam, nizko. Ot, i twój książę zmyka.
Istotnie, w odległości dobrej wiorsty jeździec na białym koniu przemknął, jak błyskawica, przez polankę, kryjąc się znowu w ciemnym gąszczu leśnym.
— Za dziesięć minut będzie w Gerolsteinie. Pójdźmy, — rzekł Kuno — granica nas dzieli, nie mamy tu co robić.
— Jeżeli on nas zgubi, nigdy mu tego nie przebaczę — mruknął pierwszy, ściągając cugle.
Zwolna zjeżdżali niżej, by połączyć się z resztą orszaku, a tymczasem słońce skryło się pod horyzontem. Poważne cienie nagle zaległy gęstwinę, i las pogrążył się w ciemności nocy.
Noc zapadła. Na niebie zajaśniały gwiazdy, pozwalając rozróżniać wysokie i proste szeregi jodeł, stłoczonych w gąszcz ciemny, posępnych, niby żałobne cyprysy, lecz blade światło to nie wystarczało, aby odnaleźć ścieżkę w tym chaosie; daremnie też młody książę przedzierał się wśród bujnej roślinności, aż zniechęcony puścił wolno cugle, zdając się na przypadek i instynkt rumaka.
Niepewność ta, powaga surowa natury, niebo otwarte nad nim i przestrzeń bez murów, która go otaczała, przenikały go cichą radością; głuchy szum rzeki, płynącej na lewo, pieścił mu ucho.