Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— Rozumiałam, — zaczęła księżna, biorąc na siebie odpowiedź — że nie masz zamiaru być dziś obecnym na Radzie.
Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, i księżna spuściła oczy; lecz to skryte upokorzenie podnieciło tylko jej gniew hamowany.
— Siadajcie, panowie — rzekł uprzejmie Otton, zajmując wreszcie swoje miejsce — proszę. Tak długo byłem między wami nieobecny, iż znajdą się zapewne zaległości; nim jednak przystąpimy do spraw państwa, bądź pan łaskaw, panie Grafiński, wydać rozporządzenie, aby mi przysłano niezwłocznie cztery tysiące dukatów. Zanotuj pan sobie, proszę, to żądanie — dodał, widząc, iż podskarbi siedzi jak ogłuszony.
— Cztery tysiące dukatów? — powtórzyła Serafina. — I na cóż ci tyle, proszę?
— Pani, — odparł książę z uśmiechem — to mój prywatny interes.
Pod stołem Gondremark trącił Grafińskiego kolanem.
— Gdyby Wasza Książęca Mość — zaczął podskarbi niepewnym głosem — raczył wskazać przeznaczenie tych...
— Nie po to zebraliście się tutaj, panowie, aby egzaminować swego księcia — przerwał Otton.
Grafiński spojrzeniem wzywał pomocy barona.
Gondremark się uśmiechnął i z uprzejmym tonem zwrócił się do księcia:
— Wasza Książęca Mość słusznie może okazać zdziwienie, i choć nie ulega kwestyi, iż podskarbi nasz, pan Grafiński, nie miał zamiaru obrazić Waszej Książęcej Mości, uczyniłby jednak lepiej, zaczynając od tłómaczenia. W tej chwili fundusze państwa mają tak ważne przeznaczenie, a ściślej mówiąc (jak tego zaraz dowiedziemy) umieszczone są tak korzystnie, iż podnieść ich niepodobna. Za miesiąc — nie wątpię, iż będziemy mogli zadość uczynić każdemu życzeniu Waszej Książęcej Mości, lecz obecnie szczerze lękam się iż, nawet takiej drobnostki dostarczyć nie będziemy mogli.