Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/111

Ta strona została przepisana.

Gorliwość nasza niemniej przeto nie powinna zasługiwać na nieufność z powodu, iż nie mamy dostatecznych środków.
— Panie Grafiński, — spytał książę sucho — ile mamy w skarbie w tej chwili?
— Wasza Książęca Mość raczy przyjąć zapewnienie, iż wszystko, co posiadamy, będzie niezwłocznie potrzebnem.
— Zdaje mi się, doprawdy, że odmawiasz mi pan odpowiedzi! — zawołat książę z błyskiem uniesienia w oku.
— Panie sekretarzu, — zwrócił się rozkazująco do sąsiedniego stołu — proszę przynieść mi księgi skarbu państwa.
Grafiński zbladł gwałtownie, kanclerz w milczeniu odmawiał modlitwy głosem duszy, Gondremark przyczajony obserwował, podobny do wielkiego kota.
Gotthold z podziwem patrzał także na kuzyna, który złożył dowody niezwykłej dla niego energii; ale co znaczyć miała ta kwestya pieniężna w podobnej chwili? Dlaczego rozpraszał siły, potrzebne do tak trudnej walki, na sprawę drugorzędną, czysto osobistą?
— Widzę zatem, że mamy w kasie około dwudziestu tysięcy dukatów — rzekł książę, wskazując w książce wymienioną sumę.
— Wasza Książęca Mość wymienił cyfrę rzeczywistą, — odparł spokojnie baron — lecz nasze długi i zobowiązania, których na szczęście nie potrzebujemy pokrywać wszystkich zaraz, — wynoszą o wiele więcej. I w tej chwili nie możemy rozporządzać z tej całej sumy ani jednym groszem. Teoretycznie skarb nasz jest zupełnie pusty. Musimy płacić jeszcze dość znaczny rachunek za wojenne materyały.
— Materyały wojenne? — powtórzył Otton z wybornie udanem zdziwieniem. — Ależ jeżeli mię pamięć nie myli, zapłaciliśmy za nie w styczniu?
— Były od tego czasu nowe obstalunki — tłómaczył baron. — Skompletowaliśmy cały nowy park artyleryi, pięćset zaprzęgów, siedmset mułów jucznych i pociągowych... Szcze-