Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Niestety, panie baronie — ja nie widzę: albo...? — pytała Serafina.
— Pozwól mi pani pomyśleć, — rzekł baron — zebrać wspomnienia, złożyć je w ciąg jakiś. Kiedy cię zobaczyłem po raz pierwszy, byłaś jeszcze tak młodą... Spojrzenie moje było pytającem i głębokiem, ale nie śmiałem mu ufać... Ja nie byłem już dzieckiem, miałem wiele doświadczenia, lecz daruj, księżno: w pierwszej chwili wdzięk twój, piękność kobieca, zasłoniły mi twoje przymioty człowieka. Pragnąłem być ostrożnym; wystarczyło jednak, że parę razy zaszczyciłaś mię swoją rozmową, abym zrozumiał, że znalazłem pana, jakiego potrzebowałem. Wierzę w to, księżno, iż posiadam pewne zdolności, a bardzo wiele dumy i ambicyi. Ale zdolności moje są zdolnościami sługi, a dążenia ambitne potrzebują ręki, któraby niemi kierowała. Na takiej więc podstawie leży treść naszego związku. Oboje potrzebujemy się nawzajem: władza potrzebuje wykonawcy, drąg — punktu oparcia; znaleźliśmy nawzajem w sobie dopełnienie darów natury, które posiadamy... Mówią ludzie, że małżeństwa zapisane są z góry w niebie; czyż nie racyonalniej możnaby powiedzieć, że Opatrzność łączy takie związki czyste, intelektualne, oparte na jedności pojęć, dążeń, pracy, przeznaczone, by tworzyć państwa?
Zatrzymał się, jakby czekał na odpowiedź.
— To zresztą nie wszystko jeszcze — odezwał się znowu. — Za każdem prawie słowem odkrywaliśmy w sobie nowe myśli, poważne i wzniosłe, które w rozmowach naszych przybierały kształty jasne i określone. I w ten sposób wrodzona inteligencya nasza rozwijała się pod wpływem wzajemnym, dojrzewała. Do chwili spotkania cię, księżno, życie moje było ciasne i bez celu. Czyż nie tak było z tobą? Ośmielę się prawie twierdzić, że czułaś podobnie. I wtedy to spostrzegłem ten orli rzut oka, tę bogatą i niewyczerpaną intuicyę... W ten sposób oddziaływaliśmy na