Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/126

Ta strona została przepisana.

Było to znowu kilka słów ołówkiem, nakreślonych na oddartym kawałku papieru, które nieoceniony kanclerz znalazł sposób napisać i odesłać pod właściwym adresem prawie w oczach Ottona. Śmiałość tego czynu najwymowniej świadczyła o przerażeniu autora, gdyż strach był najpotężniejszym i jedynym bodźcem, oddziaływającym na Greisengesanga.
Bilet zawierał słów kilka:
„Na następnem zebraniu Rady upoważnienie do podpisu księcia będzie cofnięte.
Korn. Greis.”
Tak więc po trzech latach władzy i nieograniczonej swobody działania prawo podpisu miało być jej odebrane! To więcej, niż zniewaga, to jawna, publiczna niełaska, potępienie jej czynów i postępowania!..
Serafina nie pomyślała, czy to jest sprawiedliwem, czy nie zasłużyła na ten krok ze strony męża, lecz zrozumiała, że jest zaczepioną, i wybuchnęła jak tygrys zraniony.
— Dobrze... podpiszę — rzekła z zaciętemi usty. — Kiedy wyjedzie?
— Potrzebuję pół doby, aby zebrać ludzi... lepiej przytem będzie w nocy... Jutro o północy, jeśli taka twoja wola, księżno.
— Bardzo dobrze. Panie baronie: drzwi moje zawsze otwarte dla ciebie; skoro zredagujesz rozkaz, przynieś mi go niezwłocznie do podpisu.
— Pani, — rzekł baron — ty jedna w tej sprawie nie narażasz głowy. Dlatego, i dlatego, ażeby uniknąć wszelkiej niepewności i wahania, proponuję, aby rozkaz był napisany twoją ręką.
— Masz pan słuszność — odparła dumnie.
Położył przed nią papier. Serafina usiadła z zupełnym spokojem i ręką pewną napisała rozkaz dokładnie, czytelnie, śmiało. Odczytała go potem. Nagle okrutny uśmiech skrzywił jej ładne usta.