Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/129

Ta strona została przepisana.

— Aha! — rzucił książę niedbale, lecz pomimo okazanego lekceważenia, zręczne pochlebstwo pogłaskało jego próżność.
Pamięć usłużnie nasunęła mu szczegóły odniesionego zwycięstwa, które rozpatrywał z przyjemnością.
„Pokonałem ich wszystkich!” — szepnął w duszy.
Tymczasem, nim załatwiono najpilniejsze sprawy, zrobiło się późno. Otton zatrzymał kanclerza na obiedzie i był uczęstowany całą najpiękniejszą wiązankę anegdotek z dawnych czasów i zupełnie nowych komplementów. Kanclerz był uosobieniem towarzyskiej uprzejmości i nieograniczonego posłuszeństwa, połączonego z dobroduszną jowialnością i dobrym humorem; po pierwszych daniach i szklaneczce wina poważył się na krytykę swoich towarzyszów pracy; był już zupełnie zdemoralizowany.
Instynkt bojaźliwego i chytrego starca był mu wobec Ottona doskonałym przewodnikiem. Pod koniec obiadu hazardował się tak dalece, iż rzucił od niechcenia kilka dowcipnych słówek w kwestyi inteligencyi kobiet. I nie poprzestał na tem. Podczas deseru z subtelną zręcznością rozbierał i krytykował charakter Serafiny, zachęcany półsłówkami jej małżonka. Rozumie się, że imię żadne wymienione przytem nie było, a ideał abstrakcyjnego doskonałego człowieka, do którego stosowano wszelkie porównania, pozostał też bezimiennym i dającym wiele do myślenia.
Złe instynkta chytrego starca miały moc czarodziejską otwierania serc ludzkich witrychem pochlebstwa. Mógł on bez wyczerpania godzinami śpiewać cierpliwemu słuchaczowi litanię cnót jego i niezrównanych przymiotów, nie poniżając przytem swej godności. W jego szkicu, owianym zapachem tokaju, otulonym rozkosznem ciepłem zadowolonego sumienia, książę Otton wyglądał jak różowy aniołek, niewinny, czysty, uśmiechnięty, fizycznie i moralnie otoczony lekkim nimbem niezasłużonych cierpień.