Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— To wszystko nie dla ciebie. Nie jesteś stworzony do czynu. Brak ci gruntu, podstawy. Nie masz do tego nawyknienia, nie umiesz panować nad sobą, nie mówiąc już o niezbędnej cierpliwości. Twoja żona więcej warta pod tym względem... daleko więcej. W złych ręku jest kobieta, a jednak złożyła dowody niepospolitych zdolności. To prawdziwie kobieta czynu, głowa, siła charakteru; a ty, mój chłopcze, ty — tyś tylko sobą. Proszę cię szczerze: wróć do swoich zabaw! Jak dobry, wyrozumiały profesor, daję ci wakacye na czas nieograniczony... na całe życie.
— Tak, — ciągnął dalej, po krótkim namyśle — dla każdego z nas musi nadejść w końcu dzień, w którym tracimy wiarę w swoje filozoficzne teorye. Dziś doszedłem do tego, że na nikogo liczyć już nie umiem. W atlasie umiejętności i zasad dwie karty zwłaszcza zawsze budziły we mnie szczególną nieufność: polityka i moralność. W najtajniejszej głębi serca — wyznaję to — miałem jakąś słabość dla występku; był to z mojej strony opór negatywny i milczący, który pochlebiał mojej filozofii. W skrytości ducha uważałem go prawie za cnotę, czy zasługę, jak wolisz. A jednak byłem w błędzie. Wyrzekam się od tej chwili raz na zawsze sceptycyzmu filozoficznego: przekonałem się i wierzę, iż nie można być pobłażliwym i wyrozumiałym dla złego. Ty nie możesz być księciem ani mężem, bo nie masz do tego zdolności. A daję ci słowo, że wolę patrzeć na człowieka, który źle czyni, ale zręcznie i umiejętnie, niż na tego, co się plącze i potyka, chcąc zrobić coś dobrego.
Otton z zachmurzonem czołem słuchał w posępnem milczeniu. Po niejakim czasie doktor zaczął znowu:
— Bo zastanówmy się tylko nad wszystkiem krytycznie: zacznę od spraw mniej ważnych, od twego postępowania względem żony. Ile mi wiadomo, byłeś u niej z samego rana żądać wyjaśnienia, czy porozumienia. Nie wchodzę w to, czy zrobiłeś źle czy dobrze, jedna rzecz wszakże nie ulega kwestyi, że ją podrażniłeś zupełnie nie w porę. Na