Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

od dwudziestu lat pewno nie wychodziłem z naszego folwarku, człowiek niedołężnieje na starość, mój panie, — ale pamiętam przecież, o, pamiętam, jakby to wczoraj... Na dół i do góry, a prosto, wiedzie droga do Mittwalden; wzdłuż drogi po obu stronach, jak okiem sięgniesz, sosny i sosny zielone, proste, piękne, duże i małe. A wody, a strumieni, pięknej bieżącej wody — ile dusza zapragnie! Piękny kraj, kraj bogaty! Mieliśmy tu, mój panie, przy samej drodze kawałeczek lasu; sprzedałem go; a teraz, kiedy sobie myślę o tej kupie dukatów złotych, błyszczących, ciężkich, co mi zapłacili za kawałeczek mały, muszę zaraz liczyć i rozważać, co to musi być za wartość tego całego lasu tam, puszczy bez końca!
— A książę? — spytał Otton. — Nie widzieliście go nigdy?
— Nie — odparł Fritz, po raz pierwszy mieszając się do rozmowy, — a co większa, nie mamy najmniejszej do tego ochoty.
— Dlaczego? Czem zasłużył na taką nienawiść?
— Nienawiść? — powtórzył starzec z namysłem: — to nie to; na pogardę tylko zasłużył, mój panie.
— Doprawdy? — wyrzekł książę nieco słabszym głosem.
Kilian nałożył fajkę i potrząsnął głową.
— Pogardę... tak, to właśnie, to jest dobre słowo. I słuszne, sprawiedliwe. A przecież taki człowiek ma piękną sposobność coś zrobić na tym świecie? A on? Tak, mój panie, poluje po lesie, krzyku, hałasu... bez miary... I cóż więcej? Ubiera się pięknie. Czy to nie wstyd dla księcia, dla mężczyzny, mój panie? A potem gra komedye. A jeśli co innego robi, to my o tem dotychczas jeszcze nic nie wiemy.
— To wszystko jednak rzeczy dość niewinne — przemówił Otton: — i cóż chcecie wreszcie? Ma wojować?
— Nie, panie; zaraz wam to powiem, co o tem myślę. Pięćdziesiąt lat gospodaruję na folwarku „Nad rzeką,” pięćdziesiąt lat dzień po dniu pracuję na tej ziemi. Uprawiam ją, sieję, zbieram. Od świtu do nocy na nogach, przy ro-