Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/159

Ta strona została przepisana.

— Nie bądźże dzieckiem! — rzekła najswobodniejszym tonem. — Doprawdy, dziwić się muszę. Jeśli to wszystko prawda, co mi powiedziałeś, nie masz mi żadnego powodu nie ufać, ani ja zdradzać ciebie. Więc o cóż nam chodzi? Cała trudność polega na tem, żeby księcia bez skandalu wywabić z pałacu. To nie brylant, który można schować w kieszeń, i rozumiesz, że najbłahsza okoliczność może zgubić ciebie i wszystko. Jeden krzyk! Służba jest mu wierna, a co większa — przywiązana; szambelan jest prawdziwym jego niewolnikiem.
Gondremark z natężeniem śledził jej myśli.
— Muszę go pochwycić znienacka — rzekł wreszcie — i zniknąć z nim razem bez śladu.
— Z nim i twymi planami! — zaśmiała się piękna kobieta. — Przecież kiedy wybiera się na polowanie, bierze z sobą swoich ludzi? Dziecko jedynie mogło wymyślić coś podobnego. Plan jest głupi; poznaję w nim głowę Ratafii. Ja ci poradzę lepiej; słuchaj tylko: czy wiesz, że mię książę uwielbia?
— A czyż mogę nie widzieć? Biedny Książę Piórko! I w tem nawet pokrzyżuję jego plany!
— Więc słuchaj — powtórzyła: — cóżbyś powiedział na to, gdybym go o północy wywabiła z pałacu w jakie miejsce ustronne parku, czy ogrodu, np. na ławeczkę u stóp Merkurego?.. Gordon mógłby czekać w krzakach, a powóz za Świątynią... I wszystko cicho. Ani krzyku, ani walki, ani szamotania. Książę zniknął, nic więcej. — A co? Jaki ze mnie spiskowiec? Zdadzą się na co moje piękne oczy? O Henryku, wierz mi, twoja Anna wiele może, nie wyrzekaj się tego skarbu!
Uderzyła małą dłonią o kominek i uśmiechała się wyzywająco.
— Czarodziejko! — rzekł baron. — W całej Europie nie znalazłbym równej tobie!.. Czy się zdadzą na co twoje piękne