Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

bocie. I jakież z tego rezultaty? Przez wszystkie te lata żywiła mię ta ziemia z całą rodziną moją; po żonie mojej folwark był przez całe życie najdroższym skarbem mego serca; a teraz kiedy umrę, zostawię go w lepszym stanie, niż sam go odebrałem. I to tak zawsze bywa: kiedy się pracuje uczciwie, jak Bóg przykazał, nie brak człowiekowi chleba, sił mu przybywa i odwagi, wszystko pod jego ręką mnoży się i rośnie. Ja jestem prosty człowiek, ale także mam przekonanie, że gdyby książę chciał szczerze pracować w tem swojem państwie, jak ja pracowałem na folwarku, znalazłby w tem pomyślność i błogosławieństwo.
— Na to się zgadzam, ojcze — rzekł Otton poważnie; — jednakże porównanie nie wydaje mi się dokładnem. Życie i prace wieśniaka są proste i zgodne z prawami natury; życie i obowiązki księcia zarówno skomplikowane, jak sztuczne. Pierwszemu łatwo dobrze postępować, wie, co ma czynić w każdym wypadku i czasie; drugi — strzedz się musi, żeby źle nie zrobił, nie zbłądził mimo chęci. Jeśli was żniwo zawiedzie, schylicie w pokorze głowę i możecie powiedzieć: „Taka wola Boża!” — lecz jeśli księcia zawiodą plany i błędne rachuby, sam siebie zwykle ganić musi, własne widzi omyłki. To też ja myślę, że gdyby wszyscy królowie na świecie bawili się tak niewinnie, może z tem i lepiej byłoby poddanym.
— Dobrze powiedziane! — zawołał nagle młodzieniec. — Ma pan w tem słuszność. Każde słowo czysta prawda. Widzę, że i pan jesteś dobrym patryotą, wrogiem tyranów. To mi się podoba.
Książę, trochę zmieszany tem nagłem wyznaniem, pośpieszył zmienić kierunek rozmowy.
— W każdym razie, — zaczął znowu — dziwi mię bardzo to wszystko, co mi opowiadacie o księciu Ottonie. Lepiej słyszałem o nim. Mówiono mi, że w gruncie to bardzo dobry chłopiec, który tylko sobie szkodzi.
— Święta prawda! — zawołała nagle panna Otylia. — Śliczny, miły i dobry książę. Są jeszcze tacy, co za niego daliby się porąbać.