Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Raz jeszcze objęła się wzrokiem badawczym.
— Nic więcej nie potrzeba — szepnęła do siebie.
Rozkazała, by jej powóz czekał na nią za pół godziny przed pałacem księcia, i udała się w drogę.
Noc zapadła zwolna. Wzdłuż ulic stolicy, wysadzanych drzewami, połyskiwać zaczęły oświetlone wystawy sklepów; część pałacu książęcego, w której się mieściły apartamenta Serafiny, także po części już jaśniała światłem.
Do tego celu zmierzała hrabina, wesoła i rozpromieniona. Radość i zapał unosiły ją, niby skrzydła; czuła się młodą, piękną i pełną uroku — szczęśliwą. Z przyjemnością przystanęła przed sklepem jubilerskim, oceniając okiem znawcy wystawione klejnoty; w oknie modystki zwrócił jej uwagę kostium gustowny i oryginalny, a skoro się znalazła w szerokiej, topolowej alei, zwykłem miejscu wieczornych przechadzek mieszkańców Mittwalden, gdy się uczuła otoczoną tłumem strojnym, wesołym, flirtującym i rozbawionym pod osłoną letniego zmierzchu, sama usiadła na malej ławeczce, aby wziąć udział w tym miłym nastroju. Chłodno już było, lecz nie czuła tego, gdyż w jej krwi płonął ogień. Wśród zmroku jej jasne myśli świeciły jak drogie kamienie z wystawy jubilera; odgłos kroków i szmer rozmów zlewały się dla niej w łagodną i upajającą muzykę.
Co teraz zrobi? Miała w ręku klucz od wszystkiego, Otton, Ratafia, baron, państwo całe spoczywały na wadze, lżejszej, niż mgła; dotknięcie jej małego palca przeważyć mogło szalę w tę lub inną stronę.
I śmiała się cichutko na myśl o swej potędze, a głośno, obliczając, ile szaleństw może popełnić, dzięki talizmanowi, który zdobyła tak niespodziewanie. Poczucie władzy mąciło jej w głowie, chwilami doznawała zawrotu. „Jakiż świat cały głupi i szalony!“ — mówiła sobie, i znów upojona własnym tryumfem, wybuchała śmiechem.
Ubogie dziecko z palcem w buzi stało o kilka kroków od niej i ciekawie przyglądało się pani, która śmiała się