Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/163

Ta strona została przepisana.

sama. Hrabina je spostrzegła i skinęła ręką, ale dziecko się zawahało. Wtedy opanowała ją chęć nieprzeparta postawienia na swojem, przezwyciężenia napotkanego oporu. I wkrótce dziecko znalazło się na jej kolanach, dotykało zegarka i patrzało na nią szeroko otwartemi, nieco trwożnemi oczyma.
— Słuchaj, mały, — rzekła do niego hrabina — gdybyś miał dwie zabawki: glinianego niedźwiedzia i małpę z porcelany, którą wolałbyś stłuc pierwej?
— Kiedy ja nie mam małpy, ani niedźwiedzia — odpowiedział malec.
— Słuchaj, masz tutaj pieniądz, piękny, nowy pieniądz, za który możesz kupić małpę i niedźwiedzia, ale odpowiedz; którego wpierw stłuczesz?.. No, którego?.. Glinianego niedźwiedzia, czy małpę porcelanową?
Ale bosa wyrocznia zdawała się nie słyszeć wcale, patrząc tylko wielkiemi oczyma na pieniądz. Odpowiedzi nie było.
Hrabina zrezygnowała z niej nakoniec; zsadziła malca z kolan, pocałowała go w powietrzu i lekkim krokiem poszła w dalszą drogę.
— A ja którą rozbiję z dwóch zabawek?.. — szepnęła, z rozkoszą przesuwając ręką po swych miękkich włosach. — Którą?
Spojrzała w niebo, jakby czekając natchnienia.
— Czy kocham ich obydwu, czy żadnego? Trochę? Bardzo? Wcale?.. Obydwu? Żadnego?.. Myślę, że obydwu trochę... Lecz Ratafię w każdym razie muszę urządzić dobrze!
Nim weszła na wielki taras pałacowy, noc zapadła zupełnie; okna tylko jaśniały w ciemności, jak żywe, czuwające źrenice, droga do pałacu także była oświetlona lampionami, niebo gwiaździste, ciemne; tylko na zachodzie dogasały złoto-zielonawe blaski, zwolna, w milczeniu.
Hrabina przystanęła, patrząc na nie.