Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/164

Ta strona została przepisana.

— I pomyśleć tylko, — szepnęła do siebie — że jestem tu w tej chwili wcielonem przeznaczeniem, Opatrznością, Parką!.. A to najciekawsze, że nie mogę zgadnąć, po czyjej stronie stanę!.. Inna na mojem miejscu uważałaby się prawdopodobnie za związaną i wybraną, — lecz ja nie mam uprzedzeń. Jestem sprawiedliwą.
Spojrzała w okna księcia, które jaśniały także, i w jej wzroku odbiło się tkliwe współczucie.
— Jakich uczuć doznaje człowiek opuszczony? — szepnęła cicho. — Biedny mój szaleńcze!.. Ona zasłużyła, abyś zobaczył jej rozkaz.
I nie ociągając się dłużej, weszła do pałacu i zażądała prywatnej audyencyi u księcia.
Odpowiedziano jej wszakże, iż książę jest w swoich pokojach i żądał, aby mu nie przeszkadzano. Posłała mu swój bilet, lecz szambelan powrócił z odpowiedzią, iż książę przeprasza najmocniej, ale widzieć w tej chwili nie może nikogo.
— Napiszę — rzekła.
I na kawałku papieru nakreśliła kilka wyrazów, zaznaczając, iż chodzi o śmierć, albo życie. „Ratuj mię, książę! W twoich ręku moje ocalenie” — zakończyła patetycznie.
Tym razem wysłaniec powrócił natychmiast i prosił, by hrabina raczyła iść za nim.
Otton siedział w wysokiem krześle przed kominkiem, w pokoju, w którym mieścił się zbiór broni; w blachach pancerzy, w drogich rękojeściach i klingach szabel błyski ognia grały tysiącem świateł. Książę siedział zgnębiony; na twarzy, noszącej ślady łez świeżych, malowała się gorycz i smutek; nie podniósł się z miejsca, by powitać gościa.
Ten obraz niemego bólu i słabości prawie bezwładnej żywo wzruszył hrabinę, skłonną do wrażeń tkliwych; natychmiast też przejęła się głęboko rolą pocieszycielki, i zaledwie zostali sami, zbliżyła się do niego krokiem patetycznym.
— Powstań, książę! — wyrzekła głosem uroczystym.