Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Otton mówił spokojnie, z uśmiechem nawpół ironicznym, w połowie smutnym, ale hrabina oczy utkwiła w suficie i rozłożyła ręce, jakby mury i sprzęty obecne wzywała na świadki.
— Miłości! — powtórzyła. — Ależ w jaki sposób miłość ci nakazuje pozwolić się rzucić do lochu? Miłości! Ależ ja wiem, panie, co to miłość! Dla mnie to życie samo. Lecz przyznaję, że nie rozumiem — zwłaszcza ze strony mężczyzny — podobnego uczucia bez wzajemności... Co to jest?.. Obłąd, złudzenie, czy prosta niedorzeczność?
— Wybacz, pani, — rzekł Otton — jakkolwiek nie wątpię, że umiesz kochać i żyjesz uczuciem, pozwalam sobie twierdzić, iż moje męskie serce ma prawo czuć inaczej i bardziej bezwzględnie... Ale po co to wszystko? Nie jesteśmy przecież trubadurami, by się bawić układaniem hymnów na cześć miłości wzajemnej lub niewzajemnej.
— W każdym razie o jednem zapomniałeś, książę — rzekła wyzywająco pani Rosen: — kobieta, która knuje spiski z Gondremarkiem na twoją wolność, może równie podstępnie sięgnąć po twój honor.
— Mój honor? Ty przemawiasz do mnie w taki sposób?.. ty, hrabino?.. kobieta?.. Doprawdy wyjść nie mogę z podziwienia. Jeżeli nie umiałem zdobyć jej miłości, ani utrzymać się na stanowisku męża — jakież mam do niej prawo? Nie umiałem wypełnić swoich obowiązków, więc gdzież mój honor? Nie mogę go dostrzedz po takiej klęsce. Jestem dla niej obcym. Nie kocha mię, a więc idę chętnie do więzienia, ponieważ tego żąda... A jeżeli rzeczywiście kocha innego, gdzież dla mnie właściwsze miejsce?.. I kto winien wszystkiemu? Ja sam tylko. Ty, hrabino, nie przemawiasz dzisiaj jak kobieta, lecz używasz argumentów, którymi wojują mężczyźni, lecz ja — ja, gdybym był uległ pokusie — a Bogu tylko wiadomo, jak tego byłem blizki, — ja byłbym drżał, a jednak z promykiem nadziei błagał jej o przebaczenie. Wobec miłości byłoby to zdradą, a przecież... pani, —