Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/169

Ta strona została przepisana.

zawołał z gniewem wzrastającym — gdy mąż wyczerpie cierpliwość kobiety, nikt oprócz niego nie ma prawa jej potępiać, nie ma prawa jej sądzić. Dano mi skarb i nie umiałem go zachować, — więc go już nie posiadam, nie mam do niego prawa. Ona jest wolną. Ja tylko okazałem się jej niegodnym.
— Ponieważ cię nie kocha?! Jak gdybyś nie wiedział, że nie jest zdolną do tego uczucia!
— Powiedz pani raczej, że ja nie jestem zdolny zbudzić go w kobiecie.
Pani Rosen wybuchnęła głośnym śmiechem.
— Szalony! — zawołała. — Ależ książę, ja jestem w tobie zakochana, ja we własnej osobie!
— O, pani jesteś zbyt wyrozumiałą! — z uśmiechem odparł książę. — Ale bawimy się bardzo wesołą rozmową, a nie czas na to. Jestem zdecydowany i wiem, co uczynić powinienem; powiem nawet — ażeby dorównać ci, pani, pod względem otwartości — że w tym wypadku widzę i korzyść dla siebie. Przygoda niepowszednia ma zawsze dla mnie pewien urok, — jestem w tej chwili w położeniu fałszywem... i widzi to nietylko moje blizkie otoczenie. Czyż więc dziwi cię, pani, że podobne wyjście uważam za rzecz pożądaną i pomyślną?
Pani Rosen wymownie wzruszyła ramionami.
— Skoro zdecydowałeś się, książę, — rzekła z wymuszonym spokojem — nie mam prawa walczyć z twem postanowieniem. Przyznaję zresztą, że to dla mnie lepiej. Jedź więc, książę, i zabierz z sobą moje serce i więcej myśli mojej, niżbym ci sama dać chciała. Nie zasnę dzisiaj w nocy, myśląc o tobie i twojem nieszczęściu. Ale się nie bój, nie stanę więcej na twej drodze. Uczyń, jak powiedziałeś, bohaterski szaleńcze!
— Niestety, — szepnął Otton — te nieszczęsne pieniądze.. Nie powinienem był ich przyjmować, ale masz pani taki