Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/172

Ta strona została przepisana.

tępiał. To zresztą dla niego najprostsze wyjście ze wszystkich trudności.
Usiadł, aby napisać kilka słów do Serafiny, ale w tej chwili objął go znowu żal wielki. Cala jego wyrozumiałość i dobroć stanęła mu w pamięci, przybierając niemal potworne rozmiary. On pozwalał, pobłażał, dawał... A z drugiej strony potworniejsze jeszcze kształty przybierał chłód, egoizm, okrucieństwo kobiety, które potrzebowały tego pobłażania i bez skrupułów i bez granic żadnych korzystały z niego do ostatniej chwili. I pod wpływem tych wspomnień pióro drżało mu w ręce, spokojna rezygnacya pierzchła gdzieś bez śladu i daremnie usiłował zdobyć się na nią powtórnie.
A trzeba było skończyć.
W kilku gorących słowach pożegnał wreszcie Serafinę, gniew i żal swój nazywając przebaczeniem, rozpacz — miłością. Następnie jednym szybkim rzutem oka pożegnał mury, wśród których płynęło mu dotąd życie i wyszedł pośpiesznie, zdając sobie sprawę, iż jest niewolnikiem własnej dumy i miłości.
Minął korytarz, który przebiegał tak często w różnych okolicznościach i nastrojach ducha. Stary odźwierny otworzył drzwi przed nim, i Otton po raz ostatni przestąpił próg swojego pałacu. Powitała go noc chłodna i cicha i czysty blask gwiazd na ciemnem, lecz przejrzystem niebie. Spojrzał wokoło i z rozkoszą, głęboko odetchnął świeżą, zdrową wonią ziemi. Następnie podniósł oczy ku sklepieniu nieba, i widok nieskończonej i cichej przestrzeni ukoił go łagodnie. Czemże był on wobec wielkości wszechświata? I życie własne, wzruszenia, uczucia zmalały do istotnych swych rozmiarów, i sam sobie się wydał pyłkiem nieskończenie małym wśród nocy uroczystej, pod czystem sklepieniem.
I pod wpływom takich wrażeń, urazy i żale rozpływały się w nicość; ożywcze tchnienie nocy i spokój natury ukołysały dziwnym śpiewem jego serce.
— Tak, — szepnął — przebaczyłem. Jeśli to istotnie może się przydać na co... przebaczam jej...