Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

czasu. Trzydzieści sześć lat! W porównaniu z moim wiekiem to wydaje się mało, ale prawdę mówiąc, już dobry kawał drogi leży za nami, i w tym wieku niejeden leniuch i sowizdrzał zaczyna się czuć starym i zmęczonym. Tak, tak, mój dobry panie, człowiek trzydziestosześcioletni — jeśli jest sługą Bożym — powinien mieć już własne ognisko i dobre imię; powinien wybrać sobie towarzyszkę życia i patrzeć na błogosławione owoce tego związku. Czyny jego już powinny go otaczać, jak mówi Ewangelia.
— Ale, ale! Przecież książę jest żonaty! — zawołał Fritz, wybuchając głośnym i rubasznym śmiechem.
— Czy to zabawne? — spytał Otton żywo.
— Bah, i jak jeszcze! — odparł młody wieśniak. — Nic pan o tem nie słyszałeś? A ja myślałem, że cała Europa o tem mówi! — dokończył z wybuchem śmiechu i gestami, uzupełniającymi jasno niedość wyraźne słowa.
— Widać to zaraz, że pan tutaj obcy — dorzucił Gottesheim. — Boć wszyscy w kraju wiedzą, co warta księcia rodzina i dwór cały: zbiór rozpustników, filutów i oszustów, a jeden wart drugiego. Tak, tak, mój dobry panie. Żyje to wszystko w próżniactwie, lekkomyślnie, i cóż dziwnego, że zepsucie się szerzy? Toć to najprostsza droga. Księżna ma kochanka, jakiegoś barona podobno, Prusaka. A sam książę im pomaga, zamykając oczy na wszystko. I nie w tem jeszcze złe najgorsze, ale ten przybłęda razem z księżną rządzą państwem, robią, co im się podoba, a książę chowa tylko pieniądz do kieszeni, i reszta go nie obchodzi. Prędzej czy później musi to sprowadzić karę Bożą, i chociaż jestem stary, kto wie, czy nie dożyję tego jeszcze.
— Kochany wuju, — przerwał mu Fritz żywo — mylisz się w tem, co się tycze Gondremarka; a zresztą słowa twoje są słowami dobrego patryoty, święte jak Ewangelia. Co do księcia, to z mojej strony, gdyby udusił dzisiaj swą niewierną żonę, mógłbym mu przebaczyć jeszcze.