Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/190

Ta strona została przepisana.

samej chwili z przekleństwem na ustach baron rzucił się na nią, i niepewną ręką chwycił za szyję. Ostatnim wysiłkiem w najwyższej trwodze zdołała się wyrwać i odepchnąć od siebie ciężkie, chwiejące się ciało, które z łoskotem padło na podłogę.
Wszystko to zaszło w jednem mgnieniu oka: uderzenie sztyletu, opamiętanie, wściekłość Gondremarka, napad i upadek. Baron raz jeszcze podniósł się wsparty na łokciu, — oczy miał błędne, rękę i pierś krwawą. Serafina, kredowo blada, patrzała nań z przerażeniem.
— Anno! Anno! Ratunku... — szepnął konający.
Wtem zabrakło mu siły, głowa opadła bezwładnie, powieki się przymknęły...
Serafina zasłoniła oczy dłonią. Ogarnął ją strach najwyższy, trwoga, dochodząca do szału. Nic już nie rozumiała i nic nie wiedziała, pragnęła tylko uciec, obudzić się z tego snu okropnego. Wydała krzyk, i łamiąc ręce w przerażeniu, biegała po pokoju, głośno wzywając pomocy.
Stanęła nagle: ktoś zapukał do drzwi. Z szybkością błyskawicy objęła całe położenie, lecz nie straciła teraz przytomności: strach siły jej podwoił. Jak zranione zwierzę, rzuciła się ku drzwiom i oparła o nie z szalonym wysiłkiem, zdyszana, blada, drżącymi palcami usiłując spuścić zasuwkę.
Gdy jej się to udało, uczuła się uspokojoną cokolwiek. Odstąpiła od progu, ażeby przytomniej spojrzeć na swą ofiarę. Stukanie do drzwi stawało się coraz gwałtowniejsze, a tu trup... Niepodobna o tem wątpić. Nie żyje! Zabiła go. Ostatniem słowem na tej ziemi wzywał hrabiny. Czy jej kto wzywać będzie w podobnej godzinie?.. Zabiła go... Ta ręka, zaledwie dość silna, by wytoczyć jedną kroplę krwi z własnego łona, ta sama ręka znalazła dość siły, by jednem uderzeniem obalić olbrzyma!..
Pukanie do drzwi stawało się groźnem, połączonem z licznymi głosami dworzan i osób, zebranych za progiem.