Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/204

Ta strona została przepisana.

nicości i trwogi; zatrzymywała się nagle, nasłuchując w ciszy najlżejszego szelestu; ale wówczas cisza zdawała się powiększać, stawała się martwą, otaczała ją jakimś murem niewidzialnym a nieprzebytym, strasznym; chwytała za gardło, dusiła ją... Z krzykiem zamarłym na ustach Serafina zrywała się znów do ucieczki, uderzając o drzewa, upadając czasem, lecz zrywając się szybko, aby śpieszyć dalej.
Wkrótce las cały zaczął biedz z nią razem, chwiać się i skakać. Echo jej kroków w tej ciszy okropnej rozlegało się dziwnie, przeraźliwie, tysiącem głosów, które podwajały, potęgowały jej rosnącą trwogę. Strach ją ścigał. Ujrzała go między drzewami, gdzie czyhał na nią, chwytając zdradziecko za suknię, za włosy, kalecząc ręce; ciemność nieprzejrzana ożywiła się nagle, pełna tajemniczych kształtów, sił tajemniczych. Księżna uciekała; tchu już jej brakło, ale ostatnim wysiłkiem uciekała przed własną trwogą.
Wprawdzie w głębi jej mózgu niezgasłe światełko błyskało czasem jasną, trzeźwą myślą, ale strach i ciemność tłumiły ją znowu. Pojmowała jednakże, choć nie była w stanie iść za tym głosem wiedzy, pojmowała jednak, że trzeba się zatrzymać, odetchnąć, ochłonąć — ale nie mogła i biegła wciąż dalej.
Wiedziała prawie, że szał ją ogarnia, że zginąć musi... Wtem przed nią przestrzeń wolna, choć niewielka; jakieś cienie i światła, jakieś dźwięki nowe — krok jeszcze — i zabrakło jej gruntu pod stopą. Spadła gdzieś w przepaść, ale się zerwała jeszcze o własnej sile, by natychmiast potem stracić przytomność i upaść nanowo.
Kiedy przyszła do siebie, leżała na wilgotnej skale, nad szemrzącym strumieniem, który obmywał jej stopy; woda, staczająca się po pochyłości, pryskała na nią chłodnemi kroplami; włosy jej były mokre, suknie przejęte wilgocią.
Podniosła się z trudnością; dreszcze wstrząsały jej ciałem, chłód ją przenikał; lecz przed sobą widziała jasną wstęgę wody i drżące gwiazdy, które się w niej przeglądały,