ramiona i szyję. Przejrzała się w tym stroju, dość zadowolona z pomysłu swego. Przypomniało się jej, że Otton utrzymywał niegdyś, iż jej włosy wydają woń fiołków; chciała przekonać się o tem, lecz potrząsnęła głową ze smutnym uśmiechem i zaśmiała się cicho.
Śmiech dziecięcy odpowiedział jej, jak echo. Podniosła głowę i spostrzegła o kilka kroków, u pnia starej sosny, nad brzegiem wody, dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca, drobnych jak dwie zabawki, śmiejących się z figlarną trwogą. Serafina nie lubiła dzieci, i na widok tej parki uczuła w sercu urazę.
— Kto jesteście? — zapytała głosem dosyć szorstkim.
Dzieci drgnęły i przytuliły się do siebie. Przestraszyła je widocznie, i wyrzucała sobie, że spłoszyła wesołość istot tak drobnych i słabych, a jednakże czujących. Mimowolnie porównała je do ptaków, — objęła je spojrzeniem: były większe, prawda, lecz o ileż niewinniejsze i nieudolniejsze? Na ich otwartych i jasnych twarzyczkach czytała teraz bojaźń, w oczach, przejrzystych jak woda jeziora, przeglądała myśl każda.
W najlepszych zamiarach księżna postąpiła ku nim.
— Nie bójcie się mnie, — rzekła — chodźcie tutaj!
Ale niestety, w tej samej sekundzie coś mignęło pod sosną, coś się poruszyło, zachwiały się gałązki kilku młodych świerków — i widzenie zniknęło.
Bez śladu.
Serafina stała, jak zastygła w ruchu, upokorzona, zmieszana, zgnębiona... Poczucie samotności boleśnie ścisnęło jej serce. Dwadzieścia dwa lata, prawie 23 skończone, i nikogo na świecie, ktoby ją kochał prawdziwie, — nikogo prócz Ottona! Ottona?.. Kto wie?.. Kto wie, czy i on teraz zechce jej przebaczyć?..
Nagle uczuła taką rozpaczliwą trwogę, iż zrozumiała, że teraz, wśród lasu, oddać się dobrowolnie na pastwę tym myślom — to śmierć albo szaleństwo. Prędzej, uciec od nich!
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/213
Ta strona została przepisana.