Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/217

Ta strona została przepisana.

— Słyszałem, — odparł tonem obojętnym, ale z dziwnym wyrazem — iż pod tym względem ty, księżno, sama wiesz najwięcej.
Serafina drgnęła widocznie.
— Czy zechcesz pan być tak wspaniałomyślnym, aby mi na czas jakiś użyczyć powozu? — zapytała z żywem wzruszeniem. — Potrzebuję być w Felsenburgu w sprawie najwyższej wagi. Czy zawieziesz mię tam, sir Johnie?
— Niema rzeczy, której mógłbym odmówić ci, pani — odparł stary gentleman, tym razem z zupełną powagą. — Cokolwiek mogę uczynić dla ciebie, uczynię z całą przyjemnością. Powóz mój, który nadjedzie za chwilę, jest na rozkazy twoje... Ale — dodał po chwili dawnym lekkim tonem — co to znaczy, że nie pytasz mię pani o pałac?
— A cóż on mię obchodzi? — zawołała księżna. — Zdaje się, że go spalono.
— „Zdaje się!“ To wspaniałe! — zawołał baronet. — Strata czterdziestu kosztownych toalet nie wzrusza cię, pani, wcale? W istocie, księżno, podziwiam siłę twego charakteru. A państwo? W chwili, kiedy opuszczałem stolicę, ogłaszano stan oblężenia. Nowy rząd już się utworzył tymczasowo, a imiona dwóch przynajmniej urzędników nie są pani obce: jeden z nich — Sabra, zdaje się, iż miał szczęście należeć do twej służby osobistej... lokaj, jeśli się nie mylę? Jest tam i przyjaciel nasz stary, kanclerz Greisengesang, choć zajmuje podrzędniejsze nieco stanowisko. Ale trudno się dziwić: w podobnych przewrotach pierwsi stają się zwykle ostatnimi, a ostatni pierwszymi — jak mówi Pismo Święte.
— Sir John, — przerwała księżna z wyrazem szczerości — nie wątpię, że to mówisz w najlepszym zamiarze, ale mnie już te sprawy nie obchodzą wcale.
Baronet spojrzał na nią ze zdziwieniem, a nie wiedząc na razie, co ma odpowiedzieć, rad był, iż ukazanie się powozu na nowy przedmiot skierowało ich uwagę. Zaproponował, aby pośpieszyli naprzeciwko, co też uczynili oboje