Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/218

Ta strona została przepisana.

niezwłocznie. Z prawdziwie dworską uprzejmością Anglik pomógł wsiąść księżnie, a następnie zajął sam miejsce obok. Konie ruszyły. Teraz, niby gospodarz uprzejmy, wyjmować zaczął z kryjówek i skrytek, w które wygodny i obszerny powóz hojnie był zaopatrzony, — wyjmować zaczął przeróżne zapasy: owoce, mięso zimne, ciasto, butelkę wina, całą zastawę stołu, zdolną zadowolić smak wybredniejszy. Z ojcowską powagą i dobrotliwym a szczerym uśmiechem grał swoją rolę: zapraszał, zachęcał, usługiwał, podawał, i ulegając może prawom gościnności, pozbył się na tę chwilę śladu złośliwej ironii w całem obejściu. Życzliwość jego zdawała się tak naturalną, iż wzruszyła Serafinę, która zapragnęła wyrazić mu swą wdzięczność.
— Wiem, — rzekła — iż w gruncie rzeczy nie cierpisz mię, baronecie; powiedz mi zatem, dlaczego jesteś dziś tak prawdziwie dobrym dla mnie?
— Szanowna pani, — odparł, nie przecząc jej wcale — jestem wielkim i szczerym przyjacielem twego męża, a do pewnego stopnia jego wielbicielem.
— Pan?! — zawołała. — A mnie powiedziano, że napisałeś o nas straszne rzeczy, o mnie i o Ottonie.
— W istocie, tą dziwną drogą nastąpiło nasze zbliżenie — odrzekł spokojnie Anglik. — Napisałem rzeczywiście „straszne rzeczy” (jeśli to jest wyraz właściwy), dotyczące szczególnie twojej osoby, pani. Mąż twój je czytał i — zwrócił mi wolność, dał pasport, powóz zaopatrzony we wszystko, czego w podróży potrzebować można, a następnie z prawdziwie młodzieńczym zapałem wyzwał mię na pojedynek. Znając cokolwiek jego domowe stosunki, przyznaję, iż byłem pokonany tą szlachetnością, tą prawością bez granic. „Nie lękaj się — rzekł do mnie: — jeśli mię zabijesz, nikt tego nie zauważy tak prędko...” Zdaje się, że ty, księżno, podzielasz to zdanie? Lecz oddalam się od przedmiotu. Otóż starałem się mu wytlómaczyć, że nie mogę przyjąć jego propozycyi i że się bić nie będę. „Choćbym