Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

— Odrzuci tytuł barona, ażeby zmienić go na prezydenta — spokojnie zauważył Kilian. — Zrozumiecie to kiedyś; kto dożyje tych czasów, zobaczy owoce.
Nagle panna Otylia pociągnęła starca za połę.
— Patrz-no, ojcze, — szepnęła, pochylając się ku niemu, — patrz tylko... wielmożnemu panu widocznie niedobrze.
— O, wybaczcie, dobry panie! — zawołał przestraszony wieśniak. — Co dla was uczynić mogę? Czem wam pomódz?
— Dziękuję wam za wszystko. Jestem bardzo zmęczony i przeceniłem swoje siły — odparł książę słabym głosem. — Wskażcie mi tylko, jeśli łaska, pokój, gdzie będę mógł się przespać, a niczego mi więcej nie potrzeba. Dziękuję wam raz jeszcze za wszystko, dobrzy ludzie.
— Otylio, prędzej, światła! — komenderował wieśniak. — Ale pan mocno pobladł! Kropelkę wina? Nie chcecie? To bardzo proszę za mną, zaprowadzę pana do gościnnego pokoju — mówił, wchodząc pierwszy ze świecą na schody. — Nie pierwszy będziesz pan spał pod moim dachem snem spokojnym i zdrowym. Uczciwa wieczerza, szklaneczka dobrego wina, czyste sumienie i godzina wesołej gawędy — więcej warta przed nocą od ptasiego mleka i wszystkich pańskich łakoci.
Otworzył małe drzwiczki od stancyjki na strychu i zwrócił się do gościa:
— Oto jesteś u siebie, mój panie. Mały kącik, ale czysty. Pościel i bielizna świeżutka, a pachnie lewandą. Z okna widok na rzekę, a co do mnie, to niema na świecie muzyki nad szmer bieżącej wody. Śpiewka jest monotonna i nie głośna, zawsze to samo, ale słuchać miło i nie zmęczy cię, jak piszczenie skrzypek. To otwiera duszę szeroko na wszystko, co na świecie jest piękne; a chociaż nie pogardzam ciepłą chatą, ale jakież dzieło ludzkie porównać się może z wiejską naturą, dziełem samego Stwórcy? A nadewszystko, panie, to daje sercu taki spokój, jak modlitwa. Więc po-