Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/220

Ta strona została przepisana.

— Nie wiem jeszcze, czy zgadzamy się, księżno, w pojmowaniu tego wyrazu: uczciwość — zauważył sir John spokojnie.
— Ach! — zawołała z lekkiem drżeniem w głosie — względem Ottona byłam niegodziwą, sama wiem o tem i nie to miałam na myśli. Pragnę tylko, abyś pan wiedział, pan, przyjaciel mego męża, chcę, abyś mię zrozumiał: mogę mu spojrzeć w oczy zawsze czystem okiem.
— Być może, księżno; nie chcę o tem sądzić, nie mam żadnego prawa.
— Pan nie chcesz mi wierzyć! — zawołała gwałtownie. — Masz mię za żonę występną? Sądzisz, że ten człowiek był moim kochankiem!
— Pani, — odparł baronet chłodno i spokojnie — rozdzierając pamiętnik, dałem słowo mężowi twemu, iż waszemi sprawami zajmować się już nie będę; przyjmij więc po raz ostatni szczere zapewnienie, że nie pragnę cię sądzić.
— Bo nie chcesz rozgrzeszyć. Bozumiem cię, baronecie. Ale on — on przebaczy, on będzie mi wierzył — on zna mię lepiej!
Sir John uśmiechnął się zlekka, dyskretnie.
— Moje cierpienie bawi pana? — zapytała z nietajoną goryczą.
— Nie cierpienie, księżno, lecz twoja pewność siebie. Mężczyzna nie miałby tyle odwagi tyle wiary w siłę swoich argumentów... Jest to może zresztą bardzo naturalne, i nie wątpię, że słuszne; jednak — jeżeli mówimy poważnie, jeżeli żądasz, księżno, ażebym był szczerym — oto co myślę i czuję w tej chwili: nie mam dla ciebie szczerego współczucia, ani nawet litości. To, co nazywasz cierpieniem, jest tylko nieuniknioną konsekwencyą twych własnych czynów, karą zasłużoną. Byłaś tak doskonałą egoistką w szczęściu, iż w złej doli powinnaś mieć odwagę i siłę pożywania owoców tych, jakie posiałaś. Gdybyś wcześniej myślała niekiedy o mężu, nie zaś wyłącznie i zawsze o sobie — nie byłabyś dziś samą, opuszczoną, bezsilną, ze śladami krwi na ciele, bezbronną,