Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/222

Ta strona została przepisana.

Baronet ręką wskazał ją Serafinie.
— Oto cel twej podróży, Felsenburg, księżno! Żałuję, bardzo, iż nie mogę być ci dłużej użytecznym. Przyjmij życzenie szczęśliwej podróży.
Wsiadł znowu do powozu, dał znak, konie ruszyły, i wkrótce ekwipaż jego zniknął z oczu księżny.
Serafina, zostawszy samą na szczycie skały, stała przez długą chwilę nieruchoma, patrząc przed siebie, ale nic nie widząc. Sir John już zniknął z jej myśli bez śladu; nienawidziła go: to wystarczało, by przestał istnieć dla niej; było to cechą jej stanowczej natury, iż czego nienawidziła, albo czem gardziła, przybierało natychmiast rozmiary tak drobne, tak niegodne uwagi, iż zajmować jej dłużej nie mogło.
Inne zresztą wrażenia opanowały jej umysł zupełnie: wspomnienie ostatniego widzenia się z Ottonem stanęło przed nią żywo i plastycznie, ze szczegółami intonacyi głosu, wyrazu twarzy... I cała rozmowa, której mu dotychczas jeszcze przebaczyć nie mogła, ukazała się nagle w innem oświetleniu. Więc tak... On przyszedł do niej pod świeżem wrażeniem odebranej zniewagi, wzburzony i drżący, wprost od sir Johna, z którym stoczył walkę o nią, o cześć jej. Teraz rozumiała. Jakże inne znaczenie nadawała teraz jego wyrazom! O, tak, on ją kochał!.. To było odwagą i męstwem z jego strony, nie słabością.
A ona? Czy była zdolną kochać?.. Mogła wątpić o tem, niestety!..
I hamując łzy, które cisnęły się jej do oczu, stała się nagle jednem gorącem pragnieniem ujrzenia znów Ottona, aby mu wyjaśnić wszystko, by na kolanach błagać go o przebaczenie i zwrócić mu przynajmniej wolność osobistą, której go tak okrutnie pozbawiła.
I pod wpływem tych uczuć, pokrzepiona, silna, szybko ruszyła w drogę, zstępując w doliny, wdzierając się na wzgórza, krążąc i zbaczając od głównego kierunku razem z sze-