Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/228

Ta strona została przepisana.

Oparł głowę o poduszki i po krótkiej chwili zasnął snem mocnym, zdrowym, połączonym z lekkiem chrapaniem.
Książę i doktor spojrzeli na siebie.
— Śmieszny żołdak — rzekł Gotthold.
— I niezwykły dozorca. Z tem wszystkiem jednak ma wiele słuszności.
— Tak — dodał Gotthold tonem zamyślenia, jakby nawpół do siebie; — rozpatrzywszy to lepiej, przyznać trzeba, iż słusznie nie mamy prawa przebaczać sobie, skoro tak trudno jest przebaczyć innym.
— Czyż zbytnia pobłażliwość nie przynosi ujmy? — za pytał Otton. — Czyż nie kładzie jej granic naturalne poczucie własnej godności?
— Poczucie godności! A znasz ty człowieka, któryby rzeczywiście czuł się godnym szacunku? W oczach takiego oto prostego żołnierza możemy uchodzić za ludzi honoru, ale we własnych?.. Czyż nimi jesteśmy w istocie? Nazewnątrz szyld, jaskrawo, pięknie malowany, ale wewnątrz — deliquium, bezwładność i niemoc.
— Być może.. — odparł książę — tak... co do większości. Lecz ty, Gottholdzie? Ty, pracowniku niestrudzony, poświęcony idei, nauce, jej celom, gardzący rozkazami i pokusami tego świata — gdzież słabość twoja? Nie wiesz, jak ci zazdroszczę i zazdrościłem zawsze!
— Odpowiem ci jednem słowem, ciężkiem, twardem słowem. Niech to upokorzenie okupi me winy. Ja piję, Ottonie. Skrycie jestem pijakiem. Zrozumiałeś? Ten nałóg odrywa mię od pracy, nauki, pozbawia trud mój istotnej wartości i wpływu na otoczenie. Ten nałóg paczy mi charakter. Ta rozmowa, to moje uniesienie nieszczęsne względem ciebie — czy sądzisz, iż płynęło tylko z miłości prawdy? Niestety, nie umiałbym dziś już sam obliczyć, ile w tem było wina, ile przekonania. Tak, Ottonie, jesteśmy tylko grzesznikami, nędznymi ludźmi, jak słusznie powiedział ten biedak, któremu duma moja śmiała przeczyć. Nędzni grze-