Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/230

Ta strona została przepisana.

lub oświetlało brzeg czarnej przepaści; tu i owdzie nizka, karłowata sosna błysnęła nagle wszystkiemi igłami, aby za chwilę zniknąć w nocnym mroku. Z pod kół żelaznych sypały się iskry od uderzenia o grunt granitowy. Tu i owdzie na skręcie Otton spostrzegał w pewnem oddaleniu oddział ułanów, eskortujący karetę.
Nakoniec tuż przed nimi, na skale wysokiej, dumnie się wznosząc ku sklepieniu nieba i rysując na niem swym twardym konturem, ukazała się wieża Felsenburga.
— Patrz, Gottboldzie, oto nasze przeznaczenie — rzekł książę głosem spokojnym.
Doktor zbudził się z zadumy.
— Myślałem o tem, — rzekł z cichem westchnieniem — dlaczegoś się dał porwać, wiedząc o niebezpieczeństwie? Mówiono mi, żeś przyjął rozkaz bez oporu. A czy nie powinieneś był pozostać, choćby wbrew jej woli, dla niej samej, ażeby jej bronić?
Otton zbladł mocno, ale nic nie odpowiedział.


ROZDZIAŁ III.
Rola hrabiny Rosen; akt ostatni, w którym znika nam z oczu.

Nie będzie w tem przesady, jeżeli powiemy, że opuszczając pokój Serafiny, pani Rosen uczuła pierwszy dreszcz trwogi śmiertelnej. W korytarzu przystanęła, usiłując zebrać myśli, zdać sobie sprawę z własnych słów i czynów. Wachlarz przybierał znowu wymowne pozycye, lecz ani ruchy jego, ani chłód orzeźwiający nie mogły jej powrócić utraconego spokoju i pogody umysłu.
„Mała straciła głowę — pomyślała wreszcie. — Zdaje mi się jednakże, — dodała po chwili — iż zaszłam zbyt daleko.“