Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/234

Ta strona została przepisana.

mnie, blizko, i opowiedz wszystko. Serce mię boli, gdy patrzę na ciebie. Jakże ci czas upływa?
— Pani, — odparł książę, odzyskując zwykłą swoją galanteryę — do chwili oddalenia się twego czas zbyt szybko upłynie. Lecz nie o to chodzi. Pragnę zapytać: co niesiesz nowego? Wyrzucam sobie gorzko swoją wczorajszą apatyę. Rada twa dobrą była... dobrą, rozumną, szlachetną. Powinienem był zostać, powinienem był stawić opór gwałtowi... Zbłądziłem. Lecz ty, pani, jaśniejesz w mych oczach wszystkimi przymiotami prawdziwego przyjaciela. Masz prawe, szlachetne serce.
— Zlituj się, Ottonie! To za wiele. Ja nie wiem... nie wiem, jakie mam serce. Drogie, biedne me dziecię — ja mam także obowiązki — lecz kiedy ciebie widzę, zapominam o nich — wszystkie najlepsze me postanowienia we mgłę się rozpływają.
— Moje zazwyczaj przychodzą za późno — westchnął Otton ze smutkiem. — Cóżbym dziś dał za to, żebym był wczoraj oparł się przemocy. Cóżbym dziś dał za wolność!
— Za wolność?.. Co dałbyś? — spytała żywo.
Wachlarz rozwinął się szybko i twarz zasłonił, oczy tylko z po za niego błyszczały, jak dwie gwiazdy.
— Ja?.. Co to ma znaczyć? Co chcesz pani powiedzieć? Jaką masz dla mnie nowinę?
— O! o!... — szepnęła z miną tajemniczą.
Książę upadł jej do nóg.
— Nie żartuj, hrabino, nie igraj tak okrutnie z mojem sercem! — błagał. — Powiedz, o, powiedz, droga pani Rosen! Tyś prawa, tyś szlachetna, ty nie masz w naturze okrucieństwa... O, powiedz! Powiedz, co dać mogę? Wiesz, że nic nie mam... Nic! Błagać mogę tylko.
— Nie proś, Ottonie, to za wiele dla mnie! Znasz moją słabość, zlituj się nade mną; o, bądź wspaniałomyślny!
— Ty, pani, tylko możesz być wspaniałomyślną, ty miej litość!