Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/235

Ta strona została przepisana.

Klęczał przed nią, okrywając ręce jej pocałunkami, powtarzając błagania, zaklęcia i prośby. Hrabina z przyjemnością przedłużała ten szturm gorący, wkońcu jednak dała się wzruszyć. Wstała nagle, rozpięła stanik gorączkowo i rozkaz, ciepły jeszcze od zetknięcia z ciałem, rzuciła na podłogę.
— Masz go! — zawołała. — Wydarłam jej! Na moją zgubę zrób z tego użytek!
I odwróciła twarz, jak gdyby chciała ukryć silne wzruszenie.
Otton pochwycił papier i wydał okrzyk radości.
— Niech hędzie błogosławioną!.. Dzięki, dzięki, dzięki!..
I ucałował papier.
— Niewdzięczny! — rzekła posępnie hrabina. — Wszak to ja jej wydarłam. Aby to otrzymać, zdradziłam swoich, a ty jej dziękujesz!
— Czy możesz mieć mi to za złe, hrabino? Kocham ją.
— Widzę, niestety... a mnie?
— Ciebie, hrabino? Tyś jest moim przyjacielem, najdroższym i najszlachetniejszym. Byłabyś mi najmilszą i najbliższą razem, gdybyś nie była tak zachwycającą. Sama wiesz o tem. Wiesz, jaki urok rzucasz. Bawiłaś się nieraz słabością moją, i przyznaję, chętnie brałem wówczas udział w tej miłej zabawie... Lecz dziś nie... Dziś stanęłaś przede mną w innej, wyższej roli, jak przyjaciel prawdziwy, prawy, pewny i poważny, i pozwalasz zapomnieć, że ty jesteś piękną, a ja bywałem słaby. Dziś przyjacielem tylko jesteś dla mnie, któremu dłoń podaję z ufnością, miłością i głębokim szacunkiem.
Wyciągnął rękę, którą uścisnęła szczerze.
— Oczarowałeś mię, książę — szepnęła. — Nie mogę nazwać inaczej wrażenia, jakie rzuciłeś na mnie.
Nagle wybuchnęła śmiechem.
— Otóż złamałam moją laskę czarnoksięską! — zawołała wesoło: — nie mam jej! Pozostaje mi jedynie złożyć ci, książę,