Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/248

Ta strona została przepisana.

do domku, o którym ci wspomniałem, że jest dzisiaj jedynem naszem schronieniem na ziemi. Ale dostawszy się na ten pagórek, możemy przez polankę przejść na inną, drogę, krótszą i prostszą, chociaż może więcej uciążliwą miejscami. Ale za to spokojną i odosobnioną! Duchy chyba nawiedzają ją niekiedy. Czy czujesz się na siłach, aby przejść tamtędy?
— Jak chcesz, Ottonie; sam wybieraj drogę, a ja pójdę za tobą.
— Nie, — odparł — wybierz sama. Chciałem cię uprzedzić, że tamta nie jest łatwą: na górę i na dół, — a wąwozy głębokie, urwiste, zarosłe kolącymi krzakami.
— Wszystko mi jedno, — rzekła — pójdę, dokąd mię zaprowadzisz. Jesteś jedynym moim przewodnikiem, wskazuj mi drogę.
I zaczęli oboje wdzierać się na wzgórze przez nizkie krzaki i gęste zarośla. Po półgodzinnym trudzie, ścieżka nad potokiem znikła im z oczu, i stanęli na równem miejscu, pod zielonem sklepieniem dziewiczego lasu, w otoczeniu drzew starych, szumiących coś z cicha.
Otton przystanął i pełnem zachwytu spojrzeniem objął to ciche, rozkoszne ustronie, — nagle wzrok jego spotkał oczy Serafiny, rozszerzone, ogromne, pełne tajemniczej siły. I ogarnęła go niemoc fizyczna i bezsilność moralna; na chwilę przynajmniej rozprzęgły się zupełnie nici jego woli, i nie miał siły oderwać spojrzenia od bladej twarzy żony.
— Odpocznijmy tu — szepnął głosem wyczerpanym i wskazał jej wygodne miejsce na mchu miękkim.
Sam usiadł obok.
Serafina w milczeniu zajęła miejsce wskazane i siedziała cicha, ze spuszczonemi oczyma, podobna do dziewicy, oczekującej wyznania, które w niej zbudzi duszę. Biała jej ręka machinalnym ruchem gładziła mech zielony. I cisza była. Lekkie tchnienie wiatru musnęło w górze igły balsa-