Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/31

Ta strona została przepisana.

kącika? A gdzież na świecie znajdzie piękniejsze ustronie? I Gotteskeim był typem bardzo sympatycznym, — uczciwy, sumienny, prawy: skarbem jest podobny dzierżawca. Każdy z nas zresztą lubi grać rolę Opatrzności. Zjawić się w chwili stanowczej i wyświadczyć usługę człowiekowi, który go tak głęboko upokorzył wczoraj surowością słów swoich, wydawało się księciu szlachetną i godną go zemstą. Ożywił się tą myślą i we własnych oczach nabrał pewnej wartości.
— Przypuszczam, — rzekł powoli — iż znajdę na ten folwark nabywcę, który w dalszym ciągu chętnie korzystać będzie z waszej pracy i doświadczenia.
— Czy podobna, mój panie? Ach, jakże byłbym wam wdzięczny! Człowiek się całe życie uczy rezygnacyi, a wkońcu widzi, że to jak lekarstwo: zwodzi, a nic nie pomoże.
— Możecie nawet tak ułożyć kontrakt, — ciągnął książę — że użytkowanie folwarku będzie wam zapewnione aż do końca życia.
— A czy wielmożny pan sądzi, — odezwał się wieśniak nieśmiało — że przyjaciel pański nie zgodziłby się na przyznanie mi prawa przekazu? Fritz jest porządnym chłopcem.
— Młody jeszcze — rzekł książę chłodno. — Niech zdobędzie o własnych siłach stanowisko i nie liczy na dziedzictwo.
Ale Gottesheim zaczął po chwili milczenia:
— Chłopiec dawno już jednak pracuje na tej ziemi, panie, a w moim późnym wieku (skończę 78 podczas żniwa), w moim wieku, proszę pana, niema nic pewnego, i właściciel mógłby prędko być w kłopocie, kogo znaleźć na moje miejsce. Licząc na Fritza, spałbym już spokojnie. Myślę, że takie względy powinny go skłonić do przyjęcia tego warunku?
— Fritz ma przewrócone w głowie — zauważył książę sucho.
— Jednak nowy właściciel... — zaczął Kilian.
Książę zarumienił się z niecierpliwości.