Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/33

Ta strona została przepisana.

spostrzegli o kilka kroków Fritza i Otylię. Chłopiec, czerwony z gniewu, mówił głosem ochrypłym, po każdem zdaniu uderzając pięścią w dłoń drugiej rękę; dziewczyna, bokiem trochę zwrócona do niego i wzburzona widocznie, broniła się jednak z energią.
— Ot, masz znowu, mój Boże!.. — szepnął starzec, zwracając się na boczną ścieżkę, aby ominąć z dala tę niezgodną parę, ale Otton przeciwnie, skierował się ku nim, jakby przeczuwał, że jest przedmiotem ich kłótni.
Istotnie, na jego widok Fritz stanął w tragicznej pozie, gotując się do walki.
— A, jesteś pan! — zawołał, skoro tylko spostrzegł, że głos jego mógł być usłyszanym. — Odpowiedz mi natychmiast... jesteś przecie mężczyzną u pioruna... coście tam oboje robili za krzakami? Po coście się ukryli?
— Ha! — zawołał ze wściekłością, zwracając się znów do Otylii — i pomyśleć, że to kobieta, której oddałem serce!
— Przepraszam — przerwał Otton — wszak do mnie przemawiasz, mój zuchu? Jakiemże prawem żądasz, abym ci zdawał sprawę ze słów panny Otylii? Jesteś jej ojcem, bratem, czy też mężem?
— E, mój panie, — rzekł wieśniak — sam wiesz dobrze, że to moja narzeczona; skoro ją kocham, i ona powinna mię kochać. Ale niech to zrozumie, że ja nie pozwolę sypać sobie piasku w oczy. Mam też swoją ambicyę i dumę, mój panie!
— Być może, jednak muszę przedewszystkiem wyjaśnić ci, mój przyjacielu, co to znaczy kochać. Miłość prawdziwa mierzy się ufnością i dobrocią serca. Możesz mieć swoją dumę i ambicyę, to bardzo pięknie nawet, ale czyż dlatego twoja narzeczona nie ma prawa do zaufania i szacunku? Nie mówię tu o sobie. Zdaje mi się jednak, że gdybyśmy zaczęli skrupulatnie i drobiazgowo roztrząsać twoje postępowanie, może niejednego kroku nie umiałbyś usprawiedliwić.