Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/48

Ta strona została przepisana.

most i zapukał do okna oficyny siedm razy coraz ciszej. Pukając, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Po chwili otworzyła się furtka przy bramie, i ukazała się w niej głowa ludzka. Przy blasku gwiazd można było poznać twarz stajennego.
— Nic dziś — szepnął głos jakiś.
— Latarni! — rozkazał książę.
— Boże miłosierny!.. — zawołał człowiek. — Kto tam?
— Ja, książę — odparł Otton. — Przynieś mi latarnię, zabierz konia i otwórz wejście do ogrodu.
Człowiek pozostał jednak nieruchomy, milczący, z głową zawsze wysuniętą nazewnątrz furtki.
— Jego Książęca Mość! — szepnął nakoniec. — Ale... dlaczego Wasza Książęca Mość w tak dziwny sposób zapukał do mego okna?
— Przesąd — rzekł Otton. — Mówią w Grunewaldzie, że od tego tanieje owies.
Człowiek wydał nagle krzyk podobny do łkania i uciekł.
Kiedy ukazał się znowu, nawet przy blasku latarni wydawał się straszliwie bladym. Ręcę mu drżały, gdy brał cugle konia, i długo dzwonił kluczem, nim go wsunął w zamek.
— Wasza Książęca Mość, — przemówił wreszcie — przez miłosierdzie Boskie...
I umilkł przygnieciony ciężarem swej winy.
— Przez miłosierdzie Boskie... i cóż dalej? — spytał Otton wesoło. — Przez miłosierdzie Boskie niechaj owies będzie tańszy? Słusznie mówisz. Dobranoc.
I szybko wszedł do ogrodu, zostawiając stajennego w powtórnem przerażeniu.
Z tej strony ogród stopniami tarasów obniżał się łagodnie do poziomu rzeki, aby po za nią wznosić się na nowo aż do stóp murów, uwieńczonych płaskimi dachami wśród śpiczastych wieżyczek. Nowożytna fasada pałacu z kolumnami, sala balowa, wielka biblioteka, prywatne pokoje książęce, cała część mieszkalna wreszcie obszernych tych